James Frey "Milion małych kawałków" 2003 r. wyd. G+J Książki |
Gdy byłam nastolatką fascynowałam się literaturą taką jak "Pamiętnik narkomanki", "Ćpun", "My dzieci z dworca Zoo" itp. Sama nie wiem czemu ale ciekawił mnie świat i sposób myślenia uzależnionych od narkotyków, zresztą widać po tym jaką popularnością cieszy się taka literatura, że nie tylko dla mnie jest to fragment, który porusza i ciekawi wielu ludzi. "Milion małych kawałków" był dla mnie powrotem pamięcią właśnie do tych czasów. Cieszę się jednak, że przeczytałam ją dopiero teraz, gdybym to zrobiła wcześniej z książki tej nie wyciągnęłabym tak wiele jak dzisiaj.
"...stracił najcenniejszą rzecz, jaką może stracić człowiek, swoją godność.(...) kiedy człowiekowi zabierze się godność, zostaje dziura, głęboka czarna dziura, wypełniona rozpaczą, upokorzeniem i nienawiścią do samego siebie, wypełniona pustką, wstydem i hańbą, stratą i izolacją i Piekłem."
Nie będę przedstawiać tu jakiejś ewaluacji, gdyż książka jest oparta na motywie autobiograficznym. Więc tak naprawdę nie mam prawa do oceny czy była dobra czy nie...Podzielę się z Wami jednak moimi przemyśleniami pojawiającymi się podczas czytania i po jej skończeniu. Książka opowiada historię samego Jamesa Freya, wówczas 23 latka uzależnionego od narkotyków i alkoholu. Całość opowieści opiera się na jego przeżyciach podczas pobytu w ośrodku odwykowym. Czasem pojawiają się fragmenty retrospekcyjne byśmy mogli w pełni zrozumieć sytuację w jakiej znalazł się autor. Nie spodziewajmy się jednak kolejnych "barwnych" opowieści rodem z Dworca Zoo, nie jest to bowiem książka o samym upadku, opisuje raczej proces podnoszenia się z niego. Choć zdarzą się pewne fragmenty, które będą nas szokowały czy nawet budziły głęboki niesmak.
"Nie liczy się czy Nałogowiec jest biały, czarny, żółty czy zielony, bogaty czy biedny czy gdzieś pomiędzy, czy jest największą Sławą na Planecie, czy jest kompletnie nieznany.(...)czy jest uzależniony od narkotyków, alkoholu, przemocy, seksu, jedzenia, hazardu czy jeb***** Flintstone'ów. Życie Nałogowca jest zawsze takie samo."
Sam styl pisania Freya ma w sobie coś z poezji, jednocześnie jego relacja zawiera wszystko byśmy mogli w pełni poznać sposób i tok jego myśli. Wprowadza nas w umysł człowieka uzależnionego...Nic nie ukrywa.
"Podłoga mi się nie podoba i nie chcę być na podłodze, ale nie mogę się powstrzymać."
Moim zdaniem jest to książka o próbie wybaczenia samemu sobie i o tym jak bardzo możemy nienawidzić siebie. Ciężka walka bohatera o odzyskanie szacunku do samego siebie budzi współczucie, jest to bowiem nierówna walka a statystyki pokazują, że tylko około 15% uzależnionych ma szansę na wyjście z nałogu. Książka może zmienić sposób myślenia ludzi, którzy nigdy nie mieli do czynienia z nałogowcami by nie traktować ich z pogardą, daje wgląd w samo zjawisko, odpowiada na pytania, które boimy się zadać, a przede wszystkim daje nadzieję.
"Rany, które nigdy się nie goją, można opłakiwać tylko w samotności"
Sama w sobie jest spójną opowieścią i sprawia, że przywiązujemy się do bohaterów (pacjentów ośrodka) i z całego serca pragniemy by im się udało. Mimo tak ciężkiego tematu było wiele momentów, w których naprawdę się uśmiałam, chodzi tu głównie o humor słowny, teksty głównego bohatera. Moim zdaniem takie książki są nam potrzebne byśmy lepiej rozumieli otaczający nas świat. Muszę jednak uprzedzić, że zmusza do refleksji i to niekoniecznie tej przyjemnej. A dla tych, którzy w jakiś sposób są związani z tematem, czy to bezpośrednio, czy poprzez bliskich jest to najlepszy podręcznik, najlepszy bo prawdziwy.
"Trudniej jest być miękkim niż twardym. Mogłoby mnie skrzywdzić coś oprócz mnie."
Karins